Green shoes / Nienawiść do koni i zupy

mby.jpg

Published by: Pamela Dorman Books/Vicking

Pages: 369

Release date: December 31st 2012

Once there was a girl who didn’t know what life was. And on the other side of the town lived a dying man who taught her exactly what it means to live.

When Lou loses her job in her beloved little cafe, she’s quite depressed. Her family needs money and she can’t afford to remain unemployed for much longer. But being her grouchy self, she refuses to pick up pole dance or anything containing going to the toilet with disabled elderly people. So when she’s offered a job where she needs to take care of a man suffering from tetraplegia, she’s not exactly what you would call happy. Especially when said man shows no desire to live or, at least, communicate with her without colouring his statements with sarcastic comments and mean remarks. But as they say, every cloud has a silver lining – and Lou is just about to find hers (and does everything what’s in her power to show Will his own).

This is one of the books that kept me late at night and woke me up early in the morning. Let’s start with the fact that finishing it in one day became my new life target – and when I insist on something, I always do it. So yes, I finished it at two in the morning, with tears streaming down my face and trembling hands. Hell, every part of my body was trembling. Starting it, I told myself I needed a book that would make my cry, since it’s been so long since I’ve actually shed a tear reading something that wasn’t Harry Potter. And boy, did I get it.

Louisa Clark is my complete opposite. She loves talking, looks at the world rather optimistically and dresses like a maniac in clothes which colors can easily give you a nystagmus. And yet something about her makes me understand her fully – maybe it’s the fact that she reminds me of my friend so much – but still, I always knew what she felt in the particular moment. Her narration was filled with subtle sarcasm, irony and little, witty comments. I love her spiritual attitude and the way she sees the world.

Now, a little about Will Traynor. He’s a 35-year-old ex-businessman, who’s been chained to his wheelchair for the past two years. He can’t move any part of his body that is not his head or a finger – and the moves are still limited. Considering he once was a man who went bunjee jumping and climbed the highest mountains on daily basis – yeah, you could consider him angry at the world for putting him in his actual position. No wonder he doesn’t want to lead this so called ‘life’ any longer. The accident changed not only his body, but also his spirit and heart. He is no longer his old, charming and easy going self – the business shark, how Lou liked to call him. He’s bitter, grumpy and obnoxious. Who wouldn’t be in his place?

But Lou doesn’t just accept failure like most people do.

She sets herself a new challenge – make Will love his life once more, find his fading need to live and light it up. But it’s not easy trying to save someone who simply doesn’t want to be saved.

Me Before You isn’t a sad story. Yes, it makes your eyes tear like Nigara Falls and your lower lip tremble uncontrollably, but underneath this all, a bright smile stretches on your face and your chest squeezes with laughter. It makes you notice things you’ve never noticed before and think about topics you’ve never really considered. It’s not just another love story and a tearjerker. It’s a story of two people who desperately try to change each other for better – even if only one of them succeeds in the task (no, I won’t tell you which one).

P.S. I will never look at the X-Ambassadors’ Unsteady the same.


Wydawnictwo: Świat Książki

Strony: 383

Data wydania: 27 kwietnia 2016

Tłumaczenie: Dominika Cieśla-Szymańska

Polski tytuł: Zanim się pojawiłeś

Pewnego razu była sobie dziewczyna, która nie wiedziała, czym jest życie. Ale po drugiej stronie miasta mieszkał umierający mężczyzna, który pokazał jej, co znaczy żyć. 

Kiedy Lou traci pracę w swojej ukochanej kawiarence, jest trochę przybita. Jej rodzina potrzebuje pieniędzy i dziewczyna nie może sobie pozwolić na zostanie bezrobotną na dłużej. Ale będąc marudną sobą, odmawia podjęcia tańca na rurze lub jakiejkolwiek pracy, która uwzględnia podcieranie tyłka starszym niepełnosprawnym ludziom. Więc kiedy oferują jej posadę, w której będzie musiała opiekować się ofiarą tetraplegii, nie jest specjalnie szczęśliwa. Szczególnie, jeśli wspomniana ofiara nie przejawia jakichkolwiek chęci do życia ani, przynajmniej, do rozmowy, która nie zawierałaby sarkastycznych komentarzy i wrednych docinek. Ale jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – a Lou jest zdeterminowana, by znaleźć swoje dobre (i pokazać Willowi jego własne).

To jedna z tych książek, które trzymały mnie w napięciu do późnej nocy i budziły z samego rana. Zacznijmy od faktu, że jako mój nowy cel życiowy ustanowiłam sobie przeczytanie jej w jeden dzień – a jak ja się już na coś uprę, to nie ma zmiłuj. No więc tak, skończyłam tę książkę o drugiej nad ranem z łzami cieknącymi mi po twarzy i drżącymi dłońmi. Kurczę, cała się trzęsłam. Zaczynając czytać, powiedziałam sobie, że potrzebuję lektury, na której bym się mogła porządnie wypłakać, bo od dawna nie uroniłam łezki na niczym, co nie było Harrym Potterem. I wiecie co? Dostałam, czego chciałam. 

Louisa Clark to moje kompletne przeciwieństwo. Uwielbia dużo mówić, patrzy na świat raczej optymistycznie i ubiera się jak wariatka w kolory, od których człowiek dostaje oczopląsu. Ale jest w niej coś takiego, co pozwala mi ją zrozumieć, – może to fakt, że tak bardzo przypomina mi moją przyjaciółkę – zawsze rozumiałam, co miała na myśli w danym momencie. Jej narracja przepełniona jest subtelnym sarkazmem, ironią i małymi, zgryźliwymi komentarzami. Uwielbiałam jej żywy sposób bycia i to, jak widzi świat. 

A teraz trochę o Willu Traynorze. Jest trzydziestopięcioletnim ex-biznesmenem, który od dwóch lat jest przykuty do swojego wózka inwalidzkiego. Nie może ruszyć żadną częścią swojego ciała, która nie jest głową albo palcem u ręki – a nawet to jest ograniczone. Biorąc pod uwagę to, że kiedyś skakał na bunjee i zdobywał najwyższe szczyty na porządku dziennym – tak, możecie uznać go za wściekłego na świat za położenie go w jego aktualnej pozycji. Nic dziwnego, że nie chce dłużej prowadzić tego tak zwanego ‘życia’. Wypadek nie zmienił tylko jego ciała – uszkodził też duszę i serce. Will nie jest już swoim dawnym, czarującym sobą – rekinem biznesu, jak to Lou lubiła go pieszczotliwie nazywać. Jest zgorzkniały, marudny i nieznośny. No bo kto by nie był na jego miejscu?

Ale Lou po prostu nie godzi się z porażką tak jak inni ludzie. 

Stawia sobie nowe wyzwanie – sprawić, by Will znów pokochał swoje życie, znaleźć jego gasnące pragnienie życia i zapalić je na nowo. Ale nie jest łatwo próbować ocalić kogoś, kto nie chce być ocalony. 

Zanim się pojawiłeś nie jest smutną historią. Tak, sprawia, że oczy łzawią jak wodospad Niagara, a dolna warga trzęsie się niekontrolowanie, ale pod tym wszystkim na twarzy rozciąga się szeroki uśmiech, a w piersi wibruje śmiech. Ta książka zwraca naszą uwagę na rzeczy, których nigdy nią nie obdarzaliśmy i sprawia, że myślimy o sprawach, nad którymi jeszcze nigdy się nie zastanawialiśmy. To nie kolejne love story albo wyciskacz łez. To historia dwóch ludzi, którzy za wszelką cenę chcą zmienić się na lepsze – nawet jeśli tylko jednej z nich się to udaje (nie, nie powiem której).

P.S. Już nigdy nie spojrzę na Unsteady od X-Ambassadors tak samo.

 

Leave a comment